Jerzy Duda-Gracz (1941 – 2004)

Jerzy Duda-Gracz (1941-2004) − polski malarz, rysownik, scenograf, pedagog.

Ukończył Państwowe Liceum Technik Plastycznych w Częstochowie (obecna nazwa: Zespół Szkół Plastycznych im. Jacka Malczewskiego w Częstochowie) a następnie Wydział Grafiki filii krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, gdzie otrzymał dyplom w 1968. Tam też wykładał do 1982. W latach 1992−2001 wykładał w Europejskiej Akademii Sztuk w Warszawie, a później, aż do śmierci, pracował na stanowisku profesora na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach.Zmarł na atak serca 5 listopada 2004, podczas wieczornej drzemki w trakcie pleneru malarskiego w Łagowie.

Był określany jako „wnikliwy satyryk” o ostrym programie publicystyczno-moralizatorskim. Jego malarstwo zawsze budziło silne emocje. Przedstawiając ludzi o karykaturalnie zdeformowanych ciałach oraz używając czytelnych symboli, obnażał ludzkie wady – głupotę, nietolerancję, zakłamanie, chamstwo, lenistwo, ślepą fascynację pieniądzem i kulturą amerykańską.
Każdy obraz Dudy-Gracza oznaczony jest numerem i datą. Artysta tłumaczył, że ta dokumentacja miała być początkowo czynnikiem dyscyplinującym młodego malarza. Po latach okazało się to bardzo przydatne w tropieniu falsyfikatów.

Krzysztof Teodor Toeplitz pisał o malarstwie Dudy-Gracza, że to świat głęboko tragiczny. Świat, w którym człowiek nie potrafi znaleźć wewnętrznej harmonii i godnego miejsca. Często także wpisywano artystę w nurt groteski, porównując jego twórczość z malarstwem Petera Bruegla i Witolda Wojtkiewicza.
Sam artysta tak mówił o swojej sztuce: „maluję świat, który odchodzi, umiera, gdzie więcej jest snu, zdarzeń z dzieciństwa, świat w pejzażu przedindustrialnym. Na moich obrazach nie ma drutów telefonicznych, kabli, anten satelitarnych, samochodów, samolotów – tego wszystkiego, co zaprowadzi człowieka z powrotem na drzewo, jeżeli nadal będzie się tak intensywnie rozwijał pod tym względem” ; „Maluję to, co mi w duszy gra; im bardziej człowiek pierniczeje, tym lepiej wie, że odchodzi, a z nim cały ten świat. Z upływem czasu rodzi się czułość i tęsknota za tym, co bezpowrotne”.
Kilka lat temu, przy okazji jubileuszu 25-lecia pracy artystycznej, powiedział, że „żegna się z publicystyką, bo przeszły mu już naiwne pasje poprawiania świata”. (wikipedia)

Jerzy Duda Gracz (1941 – 2004)

Jerzy Duda Gracz, painter, graduate of the Graphic Art Faculty at the Academy of Fine Arts in Cracow . He received the diploma in 1968. In the years 1976-82 he was a lecturer there and later a professor at the University of Śląsk in Katowice. The artist has had over 180 individual exhibitions in Poland and abroad (in Berlin, London, Paris, Moscow, Rome, Vienna, Florence, Düsseldorf, Chicago, New Delhi, Munich, New York among others). He took part in over 300 national and international displays of Polish art. He represented Poland on the XVI Biennial exhibition in Venice in 1984, the XX and XXI World Art Fair in Cologne in 1986 and 1987 and on the EXPO in Seville among others. The Paintings of Jerzy Duda Gracz can be found in the collections of the Polish National Museum in Warsaw, Cracow, Poznań, Wrocław and Gdańsk/Danzig, in the museum of the Jagellonian University in Collegium Maius in Cracow, in the Museum of Earth/archeological museum of the Polish Academy of Sciences in Warsaw (and collection of pieces of art in Jasna Góra in Częstochowa). He can be also found abroad in the collections of the Uffizi Gallery in Florence, Museum of Pushkin in Moscow, the Municipal Museum in Ghent, the BAWAG Foundation in Vienna, the Vatican Collection and in galleries and collections in Austria, Belgium, Czech Republic, Denmark, France, Holland, Israel, Japan, Canada, Mexico, Norway, Russia, Sweden, Switzerland, U.S.A., Venezuela, Great Britain, Italy and Hungary. Some of his paintings are also part of private collections of W.Ochman and W.Fibak among others.

Roman Opałka – 1965/1 to infinity (1977)

Malarz, rysownik, autor tzw. obrazów liczonych. Urodzony 27 sierpnia 1931 w Abeville (Francja), zmarł 6 sierpnia 2011 w Rzymie.
Jeden z najbardziej znanych poza krajem polskich artystów – malarz, autor specyficznych „aranżacji przestrzennych”, które w szczególny sposób podejmują tematykę wanitatywną. Równorzędną rolę odgrywają w nich dopełniające się wzajemnie elementy wizualne (obrazy, fotograficzne portrety artysty) i foniczne (jego głos odliczający kolejne liczby, wymalowane na płótnach).
W okresie II wojny światowej Opałka przebywał z rodziną w Niemczech. Z chwilą zakończenia działań wojennych powrócił do Francji, a w roku 1946 został repatriowany do Polski. Powtórnie wyjechał z kraju w roku 1977 i zamieszkał we Francji. Studia odbywał w łódzkiej PWSSP (obecnie ASP) w latach 1949-1950 i w warszawskiej ASP w ciągu następnych sześciu lat. Równolegle prowadził również indywidualne próby w zakresie rysunku i malarstwa realistycznego (kontynuowane do roku 1958). Na przełomie lat 50. i 60. zainteresowało go – podobnie jak wielu innych twórców – malarstwo materii.
Z dużym wyczuciem tworzył monochromatyczne kompozycje, których pobrużdżona faktura zachwycała wyrafinowaniem, a zarazem wyrazistością. W tym samym czasie powstawały abstrakcyjne rysunki mające charakter studiów kolorystycznych, gdzie Opałka stosował elementy monotypii i badał gradacje rozbielanych barw. Równocześnie wykonywał tuszem rysunki, których powierzchnię wypełniał kombinacjami figur geometrycznych i ich pochodnych: kratownic, form romboidalnych itp. Podczas gdy z prowadzenia doświadczeń fakturologicznych na dużą skalę artysta szybko zrezygnował, te ostatnie zdominowały jego twórczość i zaowocowały cyklami prac o wyraźnym rytmie („Chronomy”, 1961-63; utrzymane wyłącznie w tonacji szaro-czarnej „Fonematy”, 1963-64).
Niemal w tych samych latach powstawały jednak sporadycznie obrazy oznaczone kolejnymi literami alfabetu greckiego, których płaszczyzny były reliefowo modelowane przy użyciu szerokiej szpachli („Lambda”, „Kappa”, „Khi” itp.). Rygorystyczne, poziome podziały zdeterminowały również konstrukcje przestrzenne Opałki (cykl „Poduszkowce” wykonany z użyciem płótna, listewek i pierza, 1963-1964; drewniana kompozycja „Integracje”, 1964-1966) oraz wysoko cenione i wielokrotnie nagradzane prace graficzne („Opisanie świata”, 1968-1970).

Wszystkie te realizacje wypełniały okres poszukiwań własnego języka, doświadczeń i eksperymentów. O takim właśnie ich charakterze świadczy chociażby fakt, że pierwsza indywidualna wystawa prac artysty odbyła się dopiero dziesięć lat po ukończeniu studiów – w roku 1966. Okres krystalizacji twórczej miał jednak nadejść jeszcze później, bo dopiero na początku następnej dekady. Wtedy właśnie zaczęła obowiązywać w sztuce Opałki, zapoczątkowana w roku 1965, zasada harmonii i permanentnej systematyczności, a następnie ta właśnie zasada zaczęła w niej przeważać, przybierając postać „idei progresywnego liczenia”.
Odtąd powstawały wyłącznie rysunki („Detale”, „Kartki z podróży”) i obrazy („Obrazy liczone”) wypełnione linearnym zapisem kolejnych chwil przepływającego czasu. „Notatka” wykonywana była białym pigmentem na szarym tle, przy czym każde kolejne było o 1% jaśniejsze od poprzedniego (ostatni zapis miał zostać sporządzony bielą na bieli). Jednocześnie Opałka nagrywał na taśmie magnetofonowej wypowiadanie kolejnych liczb, a z czasem zaczął regularnie, na bieżąco, fotografować własną twarz. W trakcie ekspozycji wszystkie te elementy składały się na rodzaj environment. Odbiór tego rodzaju działań (mających konceptualistyczne korzenie) w dużej mierze stymulowały liczne wypowiedzi samego autora, który podkreślał, że jego celem jest utożsamienie sztuki i życia.
Determinacja, z jaką Opałka trwał przy swojej idei, spotkała się zarówno z podziwem, jak negacją. Dość przypomnieć skrajne opinie krytyków krajowych. Bożena Kowalska uważa Opałkę za niezwykłą osobowość i jest konsekwentną admiratorką tej sztuki, natomiast Andrzej Osęka pisał przed laty, że od obrazów artysty bardziej interesująca jest, również pełna liczb, książka telefoniczna. Niewątpliwie jednak to właśnie indywidualna koncepcja tej twórczości, poświadczona wykorzystaniem zmieniającego się w czasie prywatnego wizerunku i własnego głosu, podniesiona do rangi uniwersalnego przesłania o charakterze współczesnego memento mori, zapewniła artyście międzynarodowy sukces (także komercyjny – malarz sprzedał już obrazy, które jeszcze nie powstały).
Opałka był laureatem wielu międzynarodowych nagród. Pierwsze z nich zaczął zdobywać za prace graficzne ze wspomnianego cyklu „Opisanie świata” (Grand Prix na 7. Międzynarodowym Biennale Grafiki w Bradford za otwierający serię kwasoryt „Adam i Ewa”, 1968; otrzymał również Grand Prix na 3. Międzynarodowym Biennale Grafiki w Krakowie, 1969). W 1972 roku, podczas wystawy w londyńskiej William Weston Gallery, zerwał jednak zdecydowanie z dotychczasową twórczością: demonstracyjnie rozłożył ryciny na podłodze, a na ścianie zawiesił – jako jedyne ważne dzieło – jeden z „Obrazów liczonych”. Ten gest rozpoczął jego dalszą drogę, trwającą do końca życia.
Malarza uhonorowano również Nagrodą Krytyki Artystycznej im. C. K. Norwida (1970). Brał też udział między innymi w Biennale w Sao Paulo (1969 i 1977), Documenta w Kassel (1977), reprezentował Polskę podczas Biennale w Wenecji (1995).
Był najdroższym żyjącym polskim artystą malarzem. W 2010 roku za trzy „Detale” nieznany nabywca w londyńskim domu aukcyjnym Sotheby’s zapłacił równowartość 713 250 funtów (tj. ponad 3 mln zł).
Pod koniec kwietnia 2011 roku, kiedy w Berlinie otwarto wystawę Opałki „Oktogon”, liczbą jaką artysta osiągnął w swoich płótnach było 5 590 000. W ostatnim wywiadzie udzielonym tuż przed śmiercią „Rzeczpospolitej” powiedział natomiast, że maluje obecnie liczbę „pięć milionów sześćset cztery tysiące i coś tam”. Jego marzeniem było dojście do siedmiu siódemek. Miał to być moment, w którym jak obliczył, jego obraz stanie się zupełnie biały. Tego celu nie udało się jednak zrealizować. (Małgorzata Kitowska-Łysiak)
 In my attitude, which constitutes a program for my lifetime, progression registers the process of work, documents and defines time.
Only one date appears, 1965, the date when the first „detail” came into being, followed by the sign of infinity, as well as the first and last number of the given „detail”.
I am counting progressively from one to infinity, on „details” of the same format („voyage notes” excluded), by hand, with a brush, with white paint on a grey back ground, with the assumption that the background of each successive „detail” will have 1% more white than the „detail” before it. In connection with this, I anticipate the arrival of the moment when „details” will be identified in white on white.
Every „detail” is accompanied by a phonetic registration on a tape recorder and a photographic documentation of my face.– Roman Opalka
The Polish-French conceptual artist Roman Opalka was best-known for his attempt to reflect and define the progression of time through his series of acrylic paintings of numerals titled Opalka: 1965/1-oo (one to infinity).
It was, he said, his way of painting time itself. Describing the works as „a march towards infinity”, he began by painting the figure 1 in the top-left corner of a canvas, slightly bigger than four-by-six foot, in 1965, and continued, until his death, painting rows of consecutive numbers, completing five canvases of exactly the same size every year.
He deliberately used increasingly lighter paint against increasingly light backgrounds, which he said also reflected the progression of time. Whereas his initial backgrounds had been black, his later works had become barely visible, white on almost-white – blanc merité, or well-earned white, he called it. Each canvas, or „detail” as he described them, picked up with the figure one higher than the last on the bottom-right corner of his previous canvas.
His first-ever painting in the series is in the Modern Art Museum in Lodz, Poland. Last year, Christie’s sold three of his „details” as a single lot which went for $1.3m.
According to the Italian writer Marco Pierini: „when the last of the painted numbers will not be followed by another one and the counting will be interrupted, this will leave the work not unfinished, but perfect.”
In 2000 Lorand Hegyi, the Hungarian-born art historian, told the magazine Art News: „He dips the brush in the paint and paints as long as the colour remains. The numbers have a rhythm that reflects the rhythm of the hand. It is repetitive, but metaphorical as well. It is about dualism – good/bad, dark/light, man/God. He eliminates the differences. There is a mystical, spiritual aspect to his work that comes from his Polish-Slavic culture.”
Opalka had painted more than five million digits – each made up of an increasing number of digits – by the time he died in a hospital in Italy, three weeks short of his 80th birthday, after falling ill on holiday. In other words, the last number he painted, said to be five million-something, had seven digits starting with a 5. „I know I’ll never arrive at the perfect white on white,” he once said, „for there’s always a memory of the origin, of this black background. Only death can achieve my work.”
To bolster his theme of defining the progression of time, he spoke each number, in Polish, into a tape recorder while he painted and, after each session, took a passport-style photographic portrait of himself, always wearing an open-neck white shirt and always expressionless. „All my work is a single thing,” he said. „A single thing, a single life.” On another occasion, he wrote:
„Time as we live it and create it embodies our progressive disappearance. We are at the same time alive and in the face of death – that is the mystery of all living beings. The problem is that we are, and are about not to be.”
Opalka’s works are on display in the Museum of Modern Art in New York, the Pompidou Centre in Paris and Hamburg’s Kunsthalle. He was exhibited at the Sao Paolo Biennial in 1987 and at the Venice Biennale in 1995 and 2003. He has had solo exhibitions in New York at both the Yvon Lambert gallery and the John Weber gallery. Earlier this year, his works formed part of the show „Studies for an Art Exhibition” at the David Roberts Art Foundation in London.
His first-ever painting in the 1965/1-oo series, starting with the digit 1, is in the Modern Art Museum in Lodz, Poland.
Such prices show that the whole of each Opalka canvas represent far more than the sum of cold, motionless digits. At first look, you may not even tell you are looking at rows of numbers.
The digits are not of uniform size, thickness or lightness and seem to do a dizzying dance across the tableau.
Roman Opalka was born in 1931 in Hocquincourt, in northern France’s Picardy region, to Polish parents who returned to Poland when he was four. After the Nazi invasion, the family was deported to Germany, where they remained until the end of the war and then returned to Poland. Opalka studied at the School of Art and Design in Lodz and later got a degree from the Academy of Fine Arts in Warsaw.
He painted his first „detail” of numerals in 1965 and in 1970 gave up all other art work to concentrate on the project and the „march towards infinity.” Recalling the first tableau he started in 1965, he once recalled: „my hand trembled before the hugeness of the task, this little 1, this radical commitment to the first instant of irreversible time. It was the most courageous decision of
my life.”
Opalka settled in France in 1977. He spent his time between homes in Venice and in Teillé, a commune in north-western France. France appointed him Commander of the Order of Arts and Letters in 2009. He is survived by his wife, Marie-Madeleine.
Roman Opalka, artist: born Hocquincourt, France 27 August 1931; married 1950 Alina Piekarczyk (marriage dissolved), 1976 Marie-Madeleine Gazeau; died Chieti, Italy 6 August  2011. (source)

Konrad Ponieważ – Malarstwo i mordobicie

Imię to Konrad, nazwisko Ponieważ a rok urodzenia 1980. Absolwent Gdańskiej ASP oraz Lubelskiego Instytutu Sztuk Pięknych. Mieszkający i działający w Gdańsku. Zajmujący się Malarstwem, grafiką, video oraz szeroko pojętym dźwiękiem. W malarstwie głównie skupia się na formie, natomiast treść stanowią często absurdalne, pozbawione jakiegoś istotnego znaczenia sytuacje. Punktem wyjścia są przeważnie fotografie lub przypadkowo znalezione materiały będące jedynie pretekstem do zabawy z formą i kolorem, do dekonstrukcji, przebudowania, zmutowania postaci lub sytuacji. http://vvorkss.tumblr.com

Piotr Kachny – malarstwo i ….

Nazywam się Piotr Kachny i pochodzę z Kluczborka. Ukończyłem studia na UAM w Poznaniu (wydział pedagogiczno artystyczny w Kaliszu) na kierunku EASP (dyplom z malarstwa) oraz Natonal College of Art and Design (Dublin) jako student z wymiany.

Zarówno w malarstwie jak i fotografii interesuje mnie postać ludzka. Używam wizerunków często znanych mi osób jako pretekstu do zbudowania obrazu. Sama twarz jest dla mnie np. budynkiem architektonicznym. Jednakże najistotniejsze jest to, co bardzo często niewidoczne na pierwszy rzut oka: emocje, uczucia, stan ducha, charakter… Ponadto, ukazuję to, co w człowieku zmysłowe, a z czym stracił kontakt na skutek oddziaływania kultury, związanych z nią konwenansów, w tym również edukacji (wychowania). W moim malarstwie inspiruję się różnego rodzaju postawami czy wzorcami zachowań społecznych.

Wystawy
  • Galeria BWA Kalisz 2009 „Czas na obraz” – wystawa zbiorowa
  • Galeria BWA, Kalisz 2010, „ANimAL attrACTION”
  • Galeria “Szatnia”, Kalisz 2008, “a mNIE boli”
  • Collage Art Cafe, Kluczbork 2011 „Nieporozumienie kobiet 8 marca”
  • Miejska i gminna biblioteka, Kluczbork 2011 „Made in China”
  • Galeria „Browar Mieszczański” Wrocław, Wystawa zbiorowa z okazji festiwalu „Podwodny Wrocław”, 10- 11.06.2011
  • Collage Art. Cafe Kluczbork 2011 „30 minut do oświecenia”
Konkursy
  • Laureat nagrody Ericha Lütkenhausa w konkursie Ars Universitatis za pracę „The pregnancy”. Kalisz 2008

The main and the most inspiring subject for me, is the human face, which I use primarily as an excuse to show what is hidden inside the human being. I’m trying to capture the various emotional states and feelings. I’m interested in human beings as a whole but basicly the face allows me to express myself.

The face is also the part of my architecture that built the whole image. In my paintings I showthe true nature of human being. The side that has been lost due to the interaction of culture, related conventions, including education (upbringing). Besides, I am inspired by all sorts of attitudes and patterns of social behavior.

Artist websites

http://piotrkachny.cba.pl
http://artemondo.pl/i/gwiazdozbior-nad-wisla-i00278
http://www.saatchionline.com/Kachny

Henryk Waniek – Świat jest tajemnicą

Post Paustsa o Andrzeju Urbanowiczu zainspirował mnie do przedstawienia innego malarza – Henryka Wańka, który zresztą z Urbanowiczem działał.

Henryk Waniek (ur. 4 marca 1942 w Oświęcimiu) – śląski malarz, grafik, pisarz, publicysta, krytyk artystyczny i literacki.

Jest synem Jana i Ireny z domu Juszczak. Do Katowic przeniósł się z rodzicami w 1945 roku. Po ukończeniu w 1955 r. Szkoły Podstawowej nr 4 w Katowicach, naukę kontynuował w V Liceum Ogólnokształcącym w Katowicach (1955-1957) oraz w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Katowicach gdzie też w roku 1962 zdał maturę. Po maturze pracował przez rok w Domu Książki w Katowicach.

W roku 1964 rozpoczął studia na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, Wydział Grafiki w Katowicach. W latach 1965-1966 był hospitantem na Wydziale Historii Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Na studiach związał się z malarzami o orientacji fantastyczno-magicznej, Barbarą i Henrykiem „Fantazosem” Ziembickimi. Przystąpił także do utworzonej w 1967 grupy Oneiron zwanej też Ligą Spostrzeżeń Duchowych. Członkowie tej grupy zwrócili się ku magii i alchemii, a także filozofii i religii Dalekiego Wschodu. Artyści próbowali penetrować i artystycznie wykorzystywać tzw. odmienne stany świadomości. W latach 60. i 70. odbywali regularne sesje, kręcili filmy, wydawali (w dwóch egzemplarzach) krążący po domach i pracowniach malarskich periodyk zatytułowany Nowe Bezpretensjonalne Pismo Święte w Obrazkach. Miał on formę teczki, do której H. Waniek z A. Urbanowiczem wkładali rękopisy, maszynopisy, rysunki, fotografie, nagrania.

W roku 1970 uzyskał dyplom z plakatu u prof. Tadeusza Grabowskiego oraz grafiki artystycznej u prof. Andrzeja Pietscha. Po studiach krótko pracował w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Katowicach jako nauczyciel sztuki oraz w Zakładzie Sztuki cieszyńskiej filii Uniwersytetu Śląskiego (1976-1978) w charakterze wykładowcy.

W roku 1976 był stypendystą Rządu Włoskiego na pobyt we Florencji, natomiast w l. 1976-1977 otrzymał stypendium Fundacji Kościuszkowskiej (The Kosciuszko Foundation) w Nowym Jorku.

Żoną artysty jest od 6 maja 1972 r. Joanna Pasiud. Mają syna Michała (ur. 1978) i córkę Laurę (ur. 1985). Od 1980 r. mieszka i tworzy w Brwinowie pod Warszawą.

Godzina Feniksa

HENRYK WANIEK: Świat jest tajemnicą
tekst: Adrian Chorębała

Henryk Waniek jest artystą, którego dzisiaj określa się mianem multimedialnych. Malarz, pisarz, filozof, scenograf, krytyk sztuki, eseista. Jego prace malarskie charakteryzują nawiązania do tradycyjnych symboli magii: okien, kielichów, drabin, diabłów, tęczy, spadających gwiazd. Wpisane w geometryczne figury odkrywają przed odbiorcą sferę duchową. Książki Henryka Wańka to specyficzna mikstura eseistyki, literatury pięknej, w której tropy prowadzą do postaci rzeczywistych, historycznych i mitologicznych, filozoficznych bajek i publicystyki.

Jako publicysta pisze często o Śląsku. Mówi, że czyta w Śląsku jak w księdze i zdaje tylko sprawozdanie z tej lektury. Słynna jest jego deklaracja obywatelstwa śląskiego. Z twórcą rozmawiamy przy okazji wydania jego najnowszej książki „Sprawa Hermesa”. Powieść ta w przewrotny sposób opowiada o losach Hermanna Daniela Hermesa (kaznodziei, nauczyciela, autora rozpraw i hymnów, wysokiego urzędnika pruskiego za czasów Fryderyka II i Fryderyka III, rodem z małego śląskiego miasteczka Petznick, dzisiaj Piaśnice), który w Niebie ponownie sądzony jest za swoje ziemskie sprawki.

Stół dla 16 rycerzy

Ultramaryna: Postać Hermesa często przewija się w pana twórczości. Co pana w niej fascynuje, że tak często pan do niej powraca?

Henryk Waniek: Hermes jest bogiem-symbolem, w którym skupiają się tropy moich zamiłowań oraz skłonność do wędrowania. Emblematy Hermesa nie tylko zachęcają do otwierania przestrzeni, ale także spinają czas współczesny z minionym, a więc zachęcają do zadomowienia się w kulturze dawnej, niedawnej i nadchodzącej, jako całości. Ale na to pytanie można odpowiadać w nieskończoność. Nie da się wyczerpać w jednej, krótkiej odpowiedzi, bo Hermes jest nadzwyczaj pojemnym archetypem i istnieje w niezliczonych wcieleniach.

Hermann Daniel Hermes, bohater „Sprawy Hermesa”, to antypatyczny typ, skąd więc pomysł, by uczynić go główną postacią książki i wydobyć na światło dzienne z lamusa historii?

Lamus historii – jak wszystkie śmietniki – jest również katalogiem ludzkich nikczemności. Historia polityki, zarówno świeckiej, jak i kościelnej czy historia kultury stara się na ogół idealizować czyny i dokonania ludzkie, odsuwając w cień ułomności charakterów oraz podłość motywacji.

Nie przepadam osobiście za „anatomią” zła, ale w tym przypadku postanowiłem się z nią zmierzyć, bo tło wieku XVIII, epoki oświecenia, rewolucji społecznych i obyczajowych, wielkich przemian artystycznych, jest znakomitym zwierciadłem dla naszych czasów.

Tempus salomonis III

Zarówno pana książki, jak i pana obrazy często dzieją się pomiędzy światem rzeczywistym a senną ułudą. W jaki sposób sny pobudzają pana wyobraźnię?

Tylko powierzchownym obserwatorom umyka fakt, że granica między codzienną prozą a rzeczywistością cudowną nie jest wcale tak konkretna, jak się uważa, podobnie jak między jawą a snem. Do tego wcale nie jest potrzebna wyobraźnia, tylko otwarty umysł i oczy. Wielkim nieszczęściem duchowym człowieka jest to, że przez swoje nawyki, lenistwo i dogmaty ma bardzo ograniczony kąt widzenia. Gdy czasem ktoś lub coś choć na chwilę zdejmuje klapki z naszych oczu, wydaje się nam, że świat jest znacznie głębszy niż czarno-biały schemat, w który tak bardzo wierzymy.

Bardzo interesuje mnie okres, kiedy wstąpił pan do grupy Oneiron, która w latach 70. wysuwała program integracji sztuki z filozofią Wschodu oraz próbowała penetrować i artystycznie wykorzystywać tzw. odmienne stany świadomości. Proszę przybliżyć jej działalność i jak z perspektywy czasu wspomina ją pan dzisiaj?

Nie wstępowałem do żadnej grupy. Nie było „grupy Oneiron”, tylko krąg osób zaprzyjaźnionych, wspomagających się lekturami, dyskusją, współpracą. Nazwa „grupa Oneiron” powstała grubo po fakcie, gdy nasze drogi zaczęły się już rozchodzić. W tych niezbyt kolorowych czasach (lata sześćdziesiąte), w brudnym od niechlujstwa i kłamstwa świecie śląskim trzeba było szukać jakiegoś ratunku. Zresztą i poza Śląskiem rzeczywistość wcale nie była różowa: zarówno ta społeczna, jak i artystyczna. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności garstce przyjaciół zechciało się szukać odwrotu lub ucieczki przed terrorem kulturalnej i politycznej fikcji. Byliśmy ciekawi i otwarci na wszystko, co dzieje się na zewnątrz klosza, pod którym żyliśmy. Mieliśmy po prostu odrobinę odwagi, by o tym pomyśleć i spróbować żyć i patrzeć szerzej niż niewolnicy albo wyrobnicy tej fikcji. Zawsze tak jest. Ludziom nie przychodzi do głowy, że można inaczej. A można. I nawet należy.

Klaine Heuscherer

Czy można dzisiaj gdzieś zobaczyć „Nowe Bezpretensjonalne Pismo Święte w Obrazkach”, które nazwał pan kiedyś „pierwszym niezależnym i całkowicie podziemnym periodykiem w Peerelu”? Proszę opowiedzieć, skąd pomysł na jego wydawanie i jakie treści i formy zawierał?

Tym „pismem” były po prostu zbiory tekstów o różnorodnym charakterze: filozoficznych, literackich, naukowych, starych i niedawnych, naszych własnych lub tłumaczonych z języków obcych. Taki groch z kapustą, z którego każdy mógł sobie wygrzebać co mu odpowiadało. Pyta pan o czasy już dość odległe, po których nastąpiło kilka potopów. Te strzępy dokumentów naszej działalności w dużym stopniu rozproszyły się, a ich ponowne wydobywanie na światło dnia to robota niemal dla archeologów. Nie jestem pewien czy sam chciałbym wracać do czegoś, z czym rozstałem się już tak dawno. Raczej nie. Jestem już kimś innym.

Czy w dzisiejszych czasach można odnaleźć jeszcze miejsce na metafizykę i tajemnicę, która tak wyziera z pańskich obrazów?

Myślę, że przypisuje pan obrazom więcej, niż one w istocie mogą powiedzieć. Tajemnica i metafizyka to są cechy rzeczywistości. I tam, a nie w obrazach czy tekstach, należy ich szukać. A przede wszystkim są one w nas. Obrazy to tylko znaki na drodze, usiłujące w symbolicznej postaci powiedzieć coś, co w istocie znajduje się poza sztuką. Posłużyłbym się przykładem obrazów religijnych, które nie są w stanie przedstawić, powiedzmy, Ducha Świętego, więc sięgają po alegorię (np. białego gołąbka) albo używają geometrycznych znaków (np. trójkąta), zostawiając nam szeroki margines swobody na podłożenie pod te symbole tego, co nam dyktuje nasza wrażliwość, umysłowa dojrzałość, choć czasem też inwencja heretycka. Bo przecież nikt nie myśli, że Duch Święty jestptaszkiem albo płomyczkiem ognia palącym się w niebiosach. To świat jest tajemnicą, a dzieła artystyczne mogą o tym tylko skromnie przypominać.

Odlot XVII

Powiedział pan kiedyś: „Najtrudniej być Ślązakiem u siebie. Ślązacy zawsze byli narodem drugiej kategorii.” Czy szansą dla Śląska jest jego autonomia, czy powoli zatracają się tradycje tego regionu, wraz ze wzrastającą jego pauperyzacją i nasilającą się globalizacją?

Wręcz przeciwnie. Ani zubożenie Śląska, ani procesy globalizacji nie są w stanie powstrzymać tej wspaniałej reakcji ludzi, w tym przypadku Ślązaków, na te jałowe lata, które – miejmy nadzieję – są już przeszłością. Przez Ślązaków rozumiem tu nie tylko „rodowitych” ludzi tej ziemi, ale wszystkich, którzy tutaj czują się jak u siebie, bo w jakiś sposób weszli w duchowy sojusz z miejscem, gdzie żyją. Nikt tak jak oni nie wie lepiej, co to jest zmasowane kłamstwo, którego przymus trzeba znosić milcząco i pokornie. Im więcej doświadczyło się kłamstwa, tym większe staje się pragnienie prawdy. Im więcej globalizacji, tym silniejsza potrzeba samookreślenia się w tym obłędnym oszustwie, jakie nas usiłuje zniewolić.

Mówi pan: „ja już rzadko maluję, tylko wtedy, gdy czegoś nie da się opisać słowami. A piszę wtedy, gdy czegoś nie umiem namalować.” Czy relacja miedzy tymi dwiema dziedzinami polega na pewnej niemożności, nieprzekładalności z jednego języka sztuki na drugi, czy istnieją jakieś inne punkty styczne dla pańskiego malarstwa i literatury?

Nie. Słowa pisane lub mówione nie są dla obrazu żadnym antagonizmem. Przeciwnie. One się wzajemnie dopełniają. Na przykład obraz, który przedstawia „znieruchomiały” stan rzeczy, w opowiadaniu odzyskuje życie, staje się „akcją”. Uprawianie obu tych dziedzin ekspresji jest najlepszym, co można zrobić w twórczości. I w samej rzeczy, znam niezliczoną ilość pisarzy i poetów, którzy sobie pokątnie uprawiają malarstwo lub rysują. I odwrotnie. Dzięki temu ich wizja pogłębia się, nabiera pełni. Podobne zbliżenia zachodzą między sztuką pisania, malowania a muzyką. Nie mówię już o teatrze i filmie, które są po prostu syntezą wielu rodzajów ekspresji.

Kołysanka dla Wandy Rutkiewicz

Jak pan kiedyś napisał, „czasem zdarza się jednak, że jakaś książka z nizin hierarchii w nieoczekiwany sposób wybija się i skupia na sobie uwagę”. Co pana jako czytelnika najbardziej pociąga w literaturze?

Wspomniane „niziny” przypominają mi odwieczny spór o wartości w sztuce, problem arcydzieła i kiczu. Od tak dawna, jak sięgam pamięcią, zawsze stroniłem od potępiania lub wynoszenia czegokolwiek, co ze względu na obowiązującą modę lub terror promocji uchodziło za „wysokie”. Ostatecznie liczyło się dla mnie wszystko, co przykuwa uwagę, czyli nie należy do nadętej nudy, chcącej uchodzić za „mądrą”, te wszystkie awangardowe grymasy oraz stada artystycznych baranów, z których każdy chciał być „nowym” Duchampem albo Yves Kleinem; nowym Joycem lub Camusem. Mówiąc najkrócej, kostium, choćby najpiękniejszy, nie jest nagą prawdą, która się pod nim ukrywa. I to mnie najbardziej pociąga – prawda. (ultramaryna)

Ziemia

Henryk Waniek is an art critic, essayist and prose writer, he was born on 4 March 1942 in Oświęcim (Auschwitz).

„I am considered to be a painter of magic, a magic of describing the world. Magic depicts the world in symbols.”

The art critic, essayist and prose writer Henryk Waniek is principally known as an artist. Waniek composes his symmetrical and concentric pictures from the traditional symbols of magic: windows, chalices, ladders, devils, rainbows, shooting stars. These pictures link geographical realities and spheres of human interest like a map; his essays are also maps of spiritual space which are clothed in words.

Tablice mojżeszowe

Wczesny raj

He has various strings to his creative bow: painting, graphics, books, poster painting, stage design. His work has been shown at over 50 exhibitions, alone or with work by other artists, and he has been awarded many Polish and international prizes. He has traveled to both Italy and the USA on scholarships. Waniek’s ‚sideline’, his writing, includes philosophical fairy tales, essays, journalistic work and art criticism. He has also written two novels: Dziady berlińskie / All Hallows’ Eve in Berlin (1986) and Dziady paryskie / All Hallows’ Eve in Paris, completed in 1998 but as yet unpublished.

Okrągłe i kwadratowe

Tempus salomonis

His texts roam through history, philosophy, alchemy, hermetics. Waniek defines himself as ‚picture-teller’ – his essays interpret the allegories and metaphors which fill the world. Waniek – whom M. Rabizo-Birek described as ‚homo symbolicus’ – searches incessantly for the sense behind the code – he asks questions, tests answers and contrasts them. His erudite prose is full of digressions, comparisons, journeys into the past, gentle irony, mild derision.

Claire de lune II

W kręgu, w starym kole

The historical scenery of these journeys is Upper Silesia, through which Waniek takes us in his essay trilogy Hermes w Górach Śląskich / Hermes in Upper Silesia (1994), Opis podróży mistycznej z Oswięcimia do Zgorzelca 1257-1957 / Description of a mystical journey from Oswięcim to Zgorzelec 1257-1957 (1996), and Pitagoras na trawie / Pythagoras on grass (1997). This is a story of country and of countryside, this ‚laboratory of elements’, of people and spiritual ties which at different periods bound Poles, Germans, Czechs and Silesians to one another.

(source: http://www.polska2000.pl, copyright: Stowarzyszenie Willa Decjusza)

Andrzej Urbanowicz (1938 – 2011)

Andrzej Urbanowicz – malarz, grafik, twórca parateatralny, performer. Urodził się w 1938 roku w Wilnie, zmarł 21 sierpnia 2011 roku w Szklarskiej Porębie.

Studiował na ASP w Krakowie w latach 1956-1958, w latach 1958-1962 w filii macierzystej uczelni – w Katowicach. W latach 1972-1991 mieszkał w USA. Eseista, krytyk sztuki, a także organizator wystaw i sympozjów na temat sztuki Hansa Bellmera w Katowicach (1995, 2002). Wraz z Henrykiem Wańkiem współtwórca Stowarzyszenia Twórczego Bellmer.

Debiutował na wystawie indywidualnej w Galerii Krzywe Koło w Warszawie w 1963 roku, gdzie pokazał obrazy nawiązujące do idei Władysława Strzemińskiego, ale inspirowane także mistycyzmem zawartym w tekstach Pseudo-Dionizego (V/VI wiek). W tym czasie rozpoczął studia nad okultyzmem. Z awangardowej pogoni za niedoścignionym ideałem linearności świata wycofał się już w latach 60. Przestrzeń twórcza artysty zbudowana została na podstawie jego inspiracji duchowych – buddyzmu zen, neognozy, okultyzmu, do którego zwrócił się już w 1963 roku (obraz „Wielka Garota czyli Splendor Solis”). Symbolika solarna zawarta w jego twórczości łączyła się także z odniesieniami do mitologii egipskiej i przede wszystkim z motywem Ouroborosa (symbolem wiecznej przemiany i odwiecznego chaosu).

 Źrenica
W tekście „Okazanie” (1999) Urbanowicz stwierdził:

    „Najdosłowniej jesteśmy dziećmi światła, choć nie zawsze o tym pamiętamy. Nawet, gdy jest go całkiem niewiele, ono jest najważniejsze. Posłańcem uczuć światła jest barwa.”

Wczesne obrazy Urbanowicza z końca lat 60. należy porównywać z formalną, ale przede wszystkim duchową, atmosferą twórczości Zbigniewa Makowskiego. Można w nich jednak odnaleźć także reminiscencje pop-artu w jego odmianie nazywanej psychodelic-art, uderzającej kontrastem kolorystycznym. Już w tym czasie Urbanowicz tworzył jednak zadziwiające i dojrzałe prace.

Najważniejsza część jego twórczości związana jest z działaniami katowickiej grupy Oneiron (1967-1978), do której należeli m.in. Urszula Broll, Zygmunt Stuchlik, Antoni Halor i Henryk Waniek. Artyści tej grupy w twórczy sposób zgłębiali teorię Carla Gustava Junga, w tym znaczenie marzeń sennych, oraz ikonografię sztuki Dalekiego Wschodu. Istotne okazały się ich interdyscyplinarne dokonania artystyczne, np. wspólne dzieło składające się z trzydziestu plansz, „Leksykon (Encyklopedia symbolu)”, pokazane po raz pierwszy w 1969 roku, o wysublimowanej strukturze rysunkowej penetrującej wewnętrzne pojęcie symbolu, a nawet kosmogonii świata z różnych kultur. Wyrażało ono bardziej formułę chaosu, za którą opowiedział się później Urbanowicz, niż kategorię prawdy, choć była ona zasadniczym celem w tej realizacji, odwołującej się do koncepcji sakralności świata, wyrażającej się przez zmienne kulturowo i historycznie symbole, w których silnie manifestował się erotyzm, rozumiany jako energia twórcza.

Tęczowanie
 
Interpretowana głównie jako psychodeliczna twórczość Urbanowicza i w mniejszym stopniu Henryka Wańka z lat 70. (np. wspólny obraz poświęcony Janowi Palachowi), otwarcie manifestujących postawę antykomunistyczną, może być określona mianem katowickiego undergroundu. W odróżnieniu od prac Wańka malarstwo Urbanowicza przesycone było już wtedy perwersyjną erotyką. W jego twórczości zaznaczyły się: metoda cytatu dawnej sztuki (np. Hansa Holbeina Młodszego), wykorzystywanie motywów fotograficznych (w tym z kręgu low art) oraz silny kontrast kolorystyczny.

Grupa Oneiron dla kultury polskiej odkryła wiele światów artystycznych, w tym mit czeskiej Pragi oraz alchemii i wiedzy tajemnej, choć podlegającej artystycznej racjonalizacji. Po raz pierwszy w Polsce dogłębnie zainteresowała się buddyzmem zen.

Dla zrozumienia malarstwa Urbanowicza bardziej istotny jest jednak jego związek z życiem i poszukiwanie zrozumienia istoty świata. Wydatnie podkreślał wszelką biologiczność życia, w tym oczywiście człowieka, co było przedmiotem wielokrotnych penetracji artystycznych w XX wieku (np. Władysław Strzemiński). Widać to na przykładzie obrazu „Źrenica”, który mimo swej abstrakcyjnej pulsacyjnej formy traktuje o biologiczności życia.

Serpemanita
 
Istota malarstwa Urbanowicza uwidacznia uporczywe drążenie określonych problemów. Podstawowym jest poszukiwanie obsesyjnych, wężowatych splotów („Tęczowanie”, „Serpemanita”), ukazywanie wyobrażenia słońca oraz przenikającego wszystko erotyzmu – potężnej siły ożywiającej świat.

Poszukiwanie miłości, czasami z jej ciemnymi odmianami, związanymi ze skrywanym w podświadomości sadomasochizmem z pewnością było jednym z celów artystycznej działalności artysty. Miłości przynajmniej w podwójnym znaczeniu: ziemskim jak i boskim, choć odróżnienie jednego od drugiego tylko teoretycznie jest jednoznaczne. Artysta prezentował postawę afirmatywną wobec życia, którego zasadniczym składnikiem jest chaos. Poszukiwał nowego paradygmatu dla rozwoju kultury. Z pewnością nie był on nowy, ale też nie był popularny, gdyż w historii kultury europejskiej przeważał zracjonalizowany antropocentryzm.

Jego obrazy to często wizualne buddyjskie koany przedstawiające różne historie, które mają w widzu wywołać określone uczucia, a przede wszystkim doprowadzić do otwarcia drzwi percepcji, zrozumienia lub przywołania określonego stanu psychicznego. Oczywiście nie jest to łatwe, ale artysta ma do takiego nauczania określone przygotowanie duchowe, będące wynikiem buddyjskich inicjacji i studiowania ezoterycznych pism. Jego sztuka jest ze swej natury głęboko symboliczna, ale podobnie jak w XIX wieku czyhają na nią różnego typu niebezpieczeństwa. Wielokrotnie jednak udawało się Urbanowiczowi poruszać dziwne stany rzeczywistości widzialnej oraz tej ukrytej, niedostrzeganej, ale odczuwanej, jak ma to miejsce np. w obrazach „Świecące” czy „Wschód”.

 Świecące
Obrazy Urbanowicza powinny być tłumaczone w poetycki sposób, tak jak to znakomicie czyni Urszula Benka. Inny klucz, poza duchowym, mija się z istotą przesłania zawartego w jego sztuce.

Twórczość artysty była bardzo konsekwentna. Już w latach 60. słońce stanowiło jeden z głównych jej wątków. Później okazało się, że wszystko zostało mu podporządkowane, stało się dla artysty zasadniczą manifestacją istoty życia jak i emanacją energii (bóstwa). Pomimo witalności determinującego życie chaosu, w którym musimy istnieć, nad wszystkim wznosi się konstytuujące go, tworzące podstawową zasadę bytu, słońce.

W 1992 roku w Galerii Sztuki Współczesnej BWA w Katowicach miała miejsce retrospektywna wystawa prac Andrzeja Urbanowicza. W latach 1992-1994 działał jego Teatr Oneiron 2 (spektakl „Więzy”), a w 1996 roku – Teatr Oneiron 3. Wszystkie oparte były na wizyjności i swobodzie interpretacyjnej, łączące się z „poetyką rytualnej anarchii, zacierające granicę między ceremoniałem a wydarzeniem mistycznym, pomiędzy erotyką a kosmiczną wzniosłością”. Kolejna ważna wystawa artysty, „Andrzej Urbanowicz. Splendor Solis”, odbyła się w BWA w Katowicach na przełomie lat 1999/2000.

Prace artysty posiadają w swoich zbiorach: Muzeum Narodowe w Warszawie, Muzeum Narodowe w Poznaniu, Muzeum Śląskie w Katowicach, Muzeum Górnośląskie w Bytomiu, Muzeum Sztuki w Łodzi, Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze, BWA Katowice, Muzeum Historii Katowic, Muzeum Okręgowe w Koszalinie. (Krzysztof Jurecki)

 Niespodzianki bliskich horyzontów

Andrzej Urbanowicz was born In 1938 in Vilnius. Studies at ASP in Kraków and Katowice, graduation and diploma in 1962. His first individual exhibition was held at the Krzywe Koło Gallery run by Marian Bogusz.

Herein his pictures belonging to the matter painting cycle, created at the beginning of sixties were exhibited. Participation in open air workshop at Osieki as well as in other activities animated by Bogusz. Since 1964 one could have observed some gradual turn from the matter painting to symbolist images. He undertakes studies of western esoterism as well as symbolology. In 1967 he becomes one of co-founders of the Oneiron Circle in Katowice.

In the sixties and at the turn of seventies he was engaged in animation of independent artistic life ( among other things at the Galeria Śląska, Galeria Katowice, as well as during three Katowice’s Meetings Of Creators And Theoreticians Of Fine Arts). In 1967- 71 together with Henryk Waniek he would undertake various activities in the field of fine arts, translation, and publishing in underground circulation. In the seventies occupied with underground publishers activities associated with Buddhism. In 1974 together with Urszula Broll he establishes the first Buddhist community in Poland.

In 1978 he leaves for the United States Of America. In 1979 granted scholarship by the Kościuszko Foundation. Since the very beginning of the martial law in Poland he takes part in pro-solidarity movement.

Nad Horyzontem

Up to 1991 there were nine individual exhibitions held in New York a well as in the U.S.A. By the end of 1991 he comes back from emigration bringing back a vast cycle of pictures referring to the earlier 60\70 psychodelic period as well as to aesthetics bizarre. In 1992 there is a grand retrospective exhibition held at BWA in Katowice, in the same year 2000 the Splendor Solis exhibition is presented at the same place on which some new series of paintings are shown. Since 2007 he has been continuing another cycle entitled Letters To Eris, in which, by recalling the painting of gesture he creates enigmatic talismanic structures.

Urbanowicz undertakes manifold activities associated with painting, graphics, as well as performance, paratheatre.

In his essays he covers issues concerning borderland of fine arts, theory of culture, as well as regularly lectures upon corresponding subjects ( there was a cycle of twelve public lectures at Górnośląskie Centrum Kultury in Katowice, 2009).

Founder and chairman of Hans Bellmer Society, an association established in 2000 cultivating surrealist traditions, which he presently runs together with Małgorzata Borowska.

Featured in many individual and collective exhibitions in the country and overseas. His works are in collections of the National Museumin Warsaw, National Museum in Poznań, Museum Of Arts in Łódź, Muzeum Górnośląskie in Bytom, Muzeum Śląskie in Katowice as well as in various museums and collections in Poland and over the world.

Andrzej Urbanowicz, died on 21 August 2011.